Copyright © 2024 - Wszelkie prawa do serwisu zastrzeżone. Rozpowszechnianie za zgodą właścicieli CN Adriatic
dodano: 14-05-2010 | dział: Relacje z wypraw i galerie zdjęć
Marząc o odrobinie słońca w coraz krótsze i bardzo ponure listopadowe dni, postanowiliśmy przenieść się choć na chwilę do przepełnionej słońcem Chorwacji. Dla jednych był to powrót niemalże do korzeni, dla innych odkrywanie nieznanego świata i podwodnego piękna tej części Adriatyku.
W listopadzie w Chorwacji nie ma już letniego zgiełku i tłumu turystów, nie wspominając o nurkach. Baza w Svecie Marinie, do której się udaliśmy otwarta była tylko dla nas, co stanowiło niesamowity komfort. A widoczność i przejrzystość wody o tej porze roku była znacznie lepsza niż na wiosnę, czy w lecie. Pod wodą panował wyjątkowy spokój. Pogoda nam dopisała. Mimo, że noce były chłodniejsze, to dnie, tak jak oczekiwaliśmy ciepłe i słoneczne.
Planując różne nurkowania, do Svety zwieźliśmy całe mnóstwo sprzętu.
Walter – pracownik bazy widząc nas, rozładowujących sprzęt stwierdził, że z tą ilością sprzętu czuje jakby miał w bazie grupę co najmniej 11 osobową, a tymczasem było nas o połowę mniej. Zajmowaliśmy pełny kontener. W ramach naszej małej pięcioosobowej grupy mieliśmy 9 twinsetów, 9 stag-y, 7 suchych skafandrów i 3 duże kuwety z bojkami, kołowrotkami, suchymi rękawicami, nożami, tabliczkami, płetwami, maskami itp., a oprócz tego oczywiście w pełni wyposażoną walizkę medyczną.
Odbyliśmy nurkowania bardzo różnorodne, od płyciutkiego baraszkowania w przybazowych jaskinkach (max głębokość 9 m), do nurkowań głębokich trimixowych, i krótkie półgodzinne i długie półtoragodzinne, bezdekompresyjne i dekompresyjne. Wszystkie miały jednak jedną wspólną cechę- były cudowne.
Najgłębsze nurkowanie wykonaliśmy podziwiając wrak Vis. Podczas dopływania do miejsca nurkowego, widzieliśmy w oddali bawiące się delfiny.
W lutym 1946 płynął z Rijeki w kierunku Rasy w celu zabrania ładunku węgla. Jego droga wiodła przez stosunkowo niebezpieczny w tym okresie, kanał pomiędzy wyspami Cres i Istria, zaminowany przez miny podwodne. Wczesnym rankiem 13 lutego 1946 roku uderzył w minę i zatonął. Jednostka zatonęła zaledwie 400m od wejścia do zatoki Plomin. Wrak ten należy od jednego z najlepiej zachowanych w Adriatyku i leży na głębokości od 47 do 63m.
Trimix pozwolił nam na dość długi denny pobyt i penetrację wraku. Do dna, czyli 63 m postanowiliśmy nie schodzić, ze względu na unoszącą się od 57 m nad dnem „mleczną” zawiesinę.
W zasadzie wszyscy mieliśmy różne mieszanki. Nasza dekompresja ponad 20 min odbywała się przy dużym falowaniu, ale mieliśmy do dyspozycji linę. Najdłuższy odcinek dekompresji spędzaliśmy razem na głębokości 6 m oddychając bogatym nitroksem.
Wrak polecamy doświadczonym nurkom po pierwsze ze względu na głębokość, a po drugie ze względu na fakt, że zanurzanie, dekompresja i wynurzanie odbywa się w toni. Nurkowanie na VIS-ie wymaga ponadto sporych umiejętności wrakowych, dobrej kondycji fizycznej oraz dużej koncentracji uwagi. Silny prąd i zafalowanie utrudniają wejście do wody i dopłynięcie do boi z liną opustową. Cały wrak okryty jest sieciami, a z masztów zwisają fragmenty olinowania. Jednak wrażenia są niesamowite, a wrak w 100% godny polecenia.
Popołudnia i wieczory oprócz niekończących się rozmów na temat nurkowania i karcianych maratonów wykorzystywaliśmy na zwiedzanie okolicznych miejscowości- pereł architektury.
Architektura Istrii jest wyjątkowo piękna, to dawne księstwo weneckie do złudzenia przypomina zabudowę północnych Włoch.
Pula- nocą, szczególnie Koloseum robi piorunujące wrażenie. Oświetlony pomarańczowym światłem amfiteatr rzymski z I wieku został zbudowany najprawdopodobniej przez cesarza rzymskiego Wespazjana, mógł on pomieścić 23 tys. ludzi, a na jego terenie organizowane były walki Gladiatorów oraz dzikich zwierząt. Obecnie jest on jednym z trzech najlepiej zachowanych amfiteatrów Starożytnego Rzymu.
Długi spacer krętymi uliczkami, prażone kasztany, Łuk Sergiusza z I wieku, jesienna bryza pozostaną z pewnością na długo w naszej pamięci.
Nad miasteczkiem góruje zbudowana w XVIII wieku Katedra Św. Eufemii, której dzwonnica ma 61 metrów wysokości i jest wzorowana na dzwonnicy św. Marka w Wenecji. Wieńczy ją miedziana figura św. Eufemii. Do Katedry wiodą kręte, wąziutkie uliczki. Ze szczytu można podziwiać panoramę miasteczka. U podnóża tego wzniesienia, jest przepiękny ryneczek i porcik.
Do portowej knajpki udaliśmy się na kolację. Nad brzegiem morza zjedliśmy owoce morza, w tym, przede wszystkim Dagnje, przepyszne czarne małże z odrobiną białego wina, które bez wątpienia, były rozkoszą dla podniebienia.
Cele nurkowe zrealizowaliśmy w 100%. Nie oznacza to jednak, że odpuszczamy sobie Chorwację. Wręcz przeciwnie. Nasz apetyt na kolejną wyprawę do Chorwacji znacznie wzrósł po listopadowym wypadzie. W związku z tym, w 2010 roku CN Adriatic nad Adriatykiem na pewno się pojawi. Zapraszamy serdecznie na jesienną wyprawę. Szczegóły już wkrótce.